Czy realizacja projektu zgodnie z zapisami umowy jest gwarancją sukcesu?
A może kryteria sukcesu czy dowiezienia projektu trzeba monitorować i analizować cały czas w trakcie trwania projektu❓
W jednym z projektów podpisano kontrakt, który z kolejnym miesiącem realizacji okazywał się coraz bardziej nierentowny. Projekt przedłużał się, dostawca zaś zaczął ograniczać zasoby po swojej stronie. Klient też cierpiał, bo mocno nie doszacował poziomu zaangażowania i kosztów pracy zespołu po swojej stronie. Po prawie trzech latach trwania projektu dostarczono 3 z 10 zaplanowanych faz projektu. Sukces definiowano przez realizację całego zakresu projektu w założonym budżecie i harmonogramie.
Po burzliwych debatach (tak staliśmy już przed widmem sali rozpraw), zatrzymano projekt i oddano go do produkcji w części wykonanej. I wtedy okazało się, że wdrożenie produkcyjne 30% spełnia wszystkie oczekiwania zamawiającego. Okazało się, że błędnie przyjęto cele na początku trwania projektu.
To nie jedyny taki projekt, w którego „ratowaniu” uczestniczyłam. I nie jedyny, w którym okazało się, że dostarczenie wszystkiego zgodnie z umową wcale nie musi oznaczać sukcesu projektu.
Umowa często definiuje to jak klient sobie wyobrażał cele i sukces projektu na moment jej zawarcia. A tak naprawdę na moment startu procesu zakupowego. Taki proces przy złożonych przedsięwzięciach może trwać czasem nawet 2 lata!
W międzyczasie klient się uczy, nabiera świadomości złożoności przedsięwzięcia i odkrywa swoje oczekiwania. Wykonanie umowy kropka w kropkę prowadzi do katastrofy. Im dłużej projekt trwa tym bardziej rozjeżdżają się rzeczywiste oczekiwania i te zdefiniowane w kontrakcie.